10. Krzyże w lesie Bartosz
Kliknij na zdjęcie, aby otworzyć galerię
W barakach przy torach kolejowych na kolonii Wojewódki Dolne mieszkali przesiedleńcy z woj. poznańskiego a przed lasem znajdował się dom kolejarza Wierzbickiego. Gdy było już pewne, że wyzwolony został Poznań - 23 lutego 1945 roku, przesiedleńcy wyprzedawali ciężkie, duże przedmioty, których nie mogliby zabrać spowrotem.
Jeden z mieszkańców Wojewódek Dolnych odkupiłe cześć tych mebli i postanowił, że odbierze je wraz z kolegą. Marian lub Józef Dmowscy odkupili od nich m.in. łużko, stół i krzesła. Byli to Marian Dmowski i Józef Dmowski - niespokrewnieie ze sobą 25 latkowie.
W Niedzielę Palmową, 25 marca 1945 r., jechali do Przywózk koniem z wozem po zakupy oraz bimber. Wracając udali się do baraku, aby odebrać zakupione przedmioty. Przy okazji zorganizowano przyjęcie. Podczas tego wieczoru wydarzyło się coś, czego nie udało się wyjaśnić do dziś.
Radzina podejrzewa, że do baraku musiało przyjść przynajmniej 2-3 funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa (UB).
Pod koniec 1944 Resort Bezpieczeństwa liczył prawie 21 tysięcy ludzi, w tym 13 tysięcy funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, 4 tysiące żołnierzy Wojsk Wewnętrznych i około tysiąca funkcjonariuszy służb więziennych. W aparacie bezpieczeństwa służyło prawie 3 tysiące funkcjonariuszy.1
1 stycznia 1945 roku Józef Stalin przekształcił lubelski komitet PKWN w Rząd Tymczasowy Rzeczypospolitej Polskiej, a Resort Bezpieczeństwa Publicznego w Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego (MBP). Trzy miesiące później Komitet Centralny Polskiej Partii Robotniczej określił pożądane proporcje – jeden funkcjonariusz ministerstwa na dwustu obywateli. [...]
Gdy cały kraj objęto siecią Urzędów Bezpieczeństwa (UB), liczba funkcjonariuszy dynamicznie wzrosła, przekraczając w maju 11 tysięcy osób, a w grudniu 1945 roku, 24 tysiące osób.
Ślad po tych dwóch mieszkańcach zagionął. Razem z nimi zaginęły również koń, wóz, korzuchy, w które byli i inny ubrani. Po zaginięciu, poznaniacy z baraków przy kolei nie chcieli nic mówić, być może byli zastraszeni. UB również milczało w sprawie zaginięcia Mariana i Józefa Dmowskich.
Rodziny szukały ich po całej polsce. W UB matka i siostra Mariana Dmowskiego słyszały ciągle tą samą inforamcję, że nic niewiadomo. Podczas kolejnej wizyty w UB kobiety usłyszały od funkcjonariusza, aby szukać ich w „Choi-nówkach” lub w „Choi-nówce”. Rodzina postanowiła, więc szukać zaginionych w Hajnówce. Nic to, jednka nie dało.
W tamtym czasie, lata 40-te i 50-te, powszechny był wypas zwierząt w lesie.3 Po 3 miesiącach poszukiwań w środku lesu „Bartosz”, podczas gdy były wypasane krowy, pies odnalazł ciała zaginionych. Znajdowały się w dole, który jak się przypuszcza własnoręcznie musieli wykopać Marian i Józef Dmowscy. Ciała leżały na wznak w przeciwnych kierunkach.
Po odnalazieniu ciał rodzina przypomniała sobie, że funkcjnariusz powiedział, aby szukać ich w „Choinówkach” co dopiero teraz skojarzono z choinami, które porastały wokół odnalzionych ciał. Przy zamordowanych nie odnalziono m.in. ich korzuchów.
Ciała zamordownych zostały pochowane na cmentarzu w Sokołowie Podlaskim przy ul. Bartoszowej, a w miejscu ich odnalezienia podtawiono drewniany krzyż w lesie Bartosz.
Druga hipoteza jest tak, że morderstwa dokonali bandyci ukrywający się po lasach i podszywający się pod partyzantów lub Armię Krajową (AK). Ponieważ częstym zjawiskiem było to, że bandyci chodzili po okolicznych wsiach i okradali mieszkańców z ich dobytku podając się za partyzantów, którzy rzekomop walaczą w ich obronie.